play_arrow
Radio EXPRESS FM Prawdziwa lokalna stacja
play_arrow
Radio BIELSKO Przeboje non-stop
play_arrow
Radio DISCO Zawsze w rytmie!
play_arrow
Radio MEGA Mega Przeboje!
play_arrow
Radio NUTA Same dobre nuty!
Centrum Katowic. fot. ChatGPT
Kiedy dziś myślimy o Katowicach, przed oczami mamy Spodek, Strefę Kultury i zielone doliny. Ale jeszcze kilkadziesiąt lat temu, a zwłaszcza w okresie międzywojennym, na usta cisnęło się zupełnie inne skojarzenie: „polskie Chicago”.
Brzmi zaskakująco? Być może. Nie chodziło jednak ani o wiatr, ani o zorganizowaną przestępczość w stylu Al Capone. Powody były znacznie głębsze i dotyczyły tempa rozwoju, pieniędzy i architektonicznej brawury.
Ten przydomek to nie był żaden złośliwy żart ani lokalna anegdota. Używano go całkiem na poważnie w ogólnopolskiej prasie lat 20. i 30. XX wieku. A oto dlaczego.
Najważniejszym powodem było tempo. Zarówno Chicago w Stanach Zjednoczonych, jak i Katowice na Śląsku, przeżyły w XIX i na początku XX wieku absolutną eksplozję demograficzną i urbanistyczną.
Jeszcze w połowie XIX wieku Katowice były w zasadzie dużą wsią. Prawa miejskie uzyskały dopiero w 1865 roku. Jednak odkrycie potężnych złóż węgla i rozwój przemysłu stalowego sprawiły, że miasto rosło w tempie, jakiego reszta Polski nie znała. Rosło „jak na drożdżach”, napędzane fortunami przemysłowców i tysiącami rąk do pracy.
Chicago miało identyczną historię – z małej osady nad jeziorem Michigan w kilkadziesiąt lat stało się gigantyczną metropolią, centrum przemysłu i kolei. Oba miasta były symbolem gwałtownego, kapitalistycznego boomu.
Kiedy w 1922 roku Katowice stały się stolicą autonomicznego województwa śląskiego, potrzebowały symboli swojej nowej, polskiej tożsamości. Były najbogatszym regionem odrodzonej Polski, więc musiały to pokazać. Zaczęto budować na potęgę – nowocześnie, odważnie i wysoko.
Chicago było kolebką drapaczy chmur, miastem, które wymyśliło stalową konstrukcję szkieletową. Katowice natychmiast podchwyciły ten trend.
Symbolem stał się oczywiście katowicki „Drapacz Chmur” przy ulicy Żwirki i Wigury. Ukończony w 1934 roku, miał 17 kondygnacji (w tym 14 mieszkalnych) i 60 metrów wysokości. Był to jeden z najwyższych budynków w Polsce i absolutny cud nowoczesnej inżynierii – posiada stalową konstrukcję szkieletową, dokładnie taką, jaką stosowano w Ameryce. To była jawna inspiracja.
Ale nie chodziło tylko o jeden budynek. Całe południowe Śródmieście Katowic stało się laboratorium modernizmu. Powstały monumentalne gmachy, jak ten Sejmu Śląskiego (dziś Urząd Marszałkowski) – jeden z największych budynków w ówczesnej Polsce.
Chicago nie było starym, arystokratycznym Bostonem. Było miastem zrobionym (self-made), miastem imigrantów, robotników, nowych fortun i nowych możliwości. Było głośne, dynamiczne, czasem brudne od dymu, ale tętniące życiem.
Katowice były dokładnie takie same. Nie miały średniowiecznego rynku jak Kraków ani królewskiej historii jak Warszawa. Były miastem węgla i stali, miastem awansu społecznego. Tu przyjeżdża się za pracą i chlebem, ale też po to, by budować coś zupełnie nowego. To był „tygiel” (melting pot), w którym mieszały się wpływy polskie, niemieckie i śląskie.
Dziś Katowice przechodzą kolejną transformację – z miasta przemysłu ciężkiego w miasto kultury, nowych technologii i usług. Dym z kominów zastąpiła muzyka w sali koncertowej NOSPR
Jednak ten dawny przydomek „polskiego Chicago” idealnie pasuje do historii Katowic. Przypomina o czasach, gdy ambicja sięgała nieba, a stalowe konstrukcje i potężne kominy były dowodem na to, że w sercu Śląska bije serce nowoczesnej Polski.
Autor: Redakcja Radia EXPRESS FM
W domu? W pracy? W samochodzie? Gdziekolwiek jesteś włącz EXPRESS FM na 92,3, a dzień pełen obowiązków minie szybko i przyjemnie. Razem Damy Radę!!!
close